Jesień (IV)

Gąszcz złotoblady

jak zeschły wieniec dębowy,

jak stos listów pełnych miłości i zdrady,

o których już nie ma mowy.

  

Obręcze gałęzi płowych

wiążą się w koszyk złoty

Tam sarny wstają z klęczek, tu szeleszczą sowy

i wiewiórki wyskakują jak z groty.

 

Orzechy potrójne zwisają jak z półek,

słońce jak driada przemyka się schylone,

a fauny wabią w tę i w tę stronę,

naśladując głosy kukułek.

 

Na niespodzianej i okrągłej łące

stanęła sama jesion w amazonce czarnej,

w woalce bladej –

i wsparta na klaczy swej złotogniadej,

oczami zranionej sarny

patrzy na liście lecące 

   

Zdejmuje złoty trykom, patrzy na zegarek

wstrząsa obcięte włosy, malowane henną,

i zaciska powieki fiołkowe i stare

i płacze rosą jesienną.