Ranny ptak

Jakiś ptaszek o świcie oszalał, zwariował, 

to się porwie z gałęzi, to o ziemię ciśnie, 

przelatuje z jabłoni na kwitnącą wiśnię, 

jak mała błyskawica siwa i różowa. 

  

Krzycząc, że słońce wschodzi, leci ku kasztanom 

i terczy słowo „słońce”, gwiżdże słowo „wschodzi”, 

kołysze się w gałęziach jak w zielonej łodzi 

i kłuje ranną ciszę, deszczem haftowaną. 

  

Wpatrzony w morelowy wśród obłoków pożar, 

spada prosto z kasztanu w krzak pod moje okno 

i krzyczy wielkim głosem, z radością okropną, 

że słońce znowu wschodzi! Że go nikt nie pożarł!!!