Do S…

Nieraz myślałem o przywarach każdego stanu i skutek mojego myślenia ten był, iż nie masz w świecie sytuacji takowej, która by nie miała w sobie jakowej zdrożności: mniej ich lub więcej czyni to, co my zowiemy szczęściem. To najgorzej, iż co dobre, traci czasem swój powab; co złe, im dłużej trwa, tym przykrzejsze. Stąd też to podobno owi dawni filozofowie sekty stoików w nieczułości kładli doskonałość człowieka. Ale i ten stan martwy równie przykry: jeżeli bowiem oszczędza umartwienia, nie daje uczuć słodyczy, a jedno z drugim pospolicie życie nasze przeplata. Zostawmy więc rzeczy tak, jak są, wykwintność je nasza nie poprawi.

 

Być księdzem, praca, kłopot, i biskup, i sądy. 

Być młodzianem, czcza pora, złe chwile, złe

rządy.

Być żonatym, staranie o dzieciach i żonie. 

Być wdowcem, żal lat przeszłych, tęskność

w każdej stronie.

Być dworakiem, niedola w powabnej postaci. 

Być żołnierzem, zysk trudny i życie się traci. 

Być w domu gospodarzem, i tam złe znajdziemy. 

Czymże być? — wszędzie przykrość! Żyjmy, jak

możemy.