Kanon

Oddechem poezji jest śnieg albo sadza

Kiedy śnieg jest oddechem- krzewy stoją czarne

A jeśli sadza- to oprósza dłonie

Zakochanych lub katów

Zarówno pobladłe

 

Głową poezji krzak płonący w nocy

Przy nim jednorożce łby mają wysmukłe

Kruki- dzioby okute w pochewki ze złota

W kolanach dziewcząt 

Rysują się słoje

 

Ojcem poezji-jej bogiem-jej drwalem

ten chory człowiek z drżącym kręgosłupem

Z twarzą tak sztywną jakby bicz ją przeciął

Lub cień

Mkąncego na obłokach diabła