Noc Listopadowa – Scena 6

W MIESZKANIU LELEWELA

 

(Duży pokój na pierwszym piętrze. Z lewej dwa okna.

Drzwi w głębi, wiodące do sieni. Z prawej drzwi do pokoju obok. 

Ściany żółte, pokryte szafami z półek prostych, na których stosy książek 

nie oprawionych.

Stół, kilka krzeseł, kanapa. 

Na stole lampa, przyrządy pisarskie i rysownicze, blachy i rylce, 

medale,monety).

 

LELEWEL JOACHIM

(siedzi pochylony nad stolikiem)

(w ręku trzyma monetę i szkło zwiększające)

Czyja to może być moneta – ?

Napis już prawie nieczytelny.

B, O, – Bolesław – ale który?

 

 

 

(odkłada monetę)

(bierze książkę)

Dla porównania weźmy dzieło…

 

(słychać pukanie)

(ze sieni wpada:)

BRONIKOWSKI KSAWERY

(zdyszany)

Jesteś, kochany? – – biegiem pędem

i ledwom dopadł rogu Freta.

 

(Tuż za nim przez uchylone drzwi wchodzi:)

 

HERMES

(przystaje u drzwi).

 

 

BRONIKOWSKI

Wiesz, co się dzieje?!

 

LELEWEL

Ciszej. – Cicho. –

Tam –

(wskazuje na boczne drzwi z lewej)

Tam mój ojciec stary – kona.

 

BRONIKOWSKI

Rzecz rozpoczęła się spragniona.

Byt zaczęliśmy nieśmiertelny.

Podchorążowie już powstali

i wzięli Księcia lub zabili.

Rząd trzeba złożyć, i tej chwili.

 

LELEWEL

Co mówisz?! – Dawno się gotuję; –

lecz dziś – gdy chwile policzone; –

ty wiesz, co dla tej Sprawy czuję. – –

Gdy każda jego dzisiaj chwila

może ostatnia być – – zmęczenie –

bezsenne noce – wczoraj – dalej –

już od tygodnia – jak nikogo

nie widywałem.

 

BRONIKOWSKI

Dzisiaj rano

przysięgę od nich odebrano

w kościele – czynił to Nabielak.

Nabielak stanął na ich czele.

W tej chwili w ruchu miasto całe.

A jutro już….

 

LELEWEL

Dzień nowy – !

Z dawna – tak – byłem już gotowy –

lecz dziś – co mówisz – nic nie słyszę,

bo tam – tam jestem cały słuchem,

bo – lada chwila – – tam jest siostra –

czuwa – więc cicho mówić muszę,

bo zasnął chwilę. – – – W tym, co mówisz,

ciężar ogromny spadł na duszę.

 

BRONIKOWSKI

Aleś ty jeden jest, człowieku,

konieczny. – Zebrać trzeba ludzi.

W chwili tej, gdy się naród budzi,

ty nie chcesz wziąć na siebie grzechu

niedbalstwa?

 

LELEWEL

Innych macie.

 

BRONIKOWSKI

Tyś przyrzeczenie składał, bracie.

Natychmiast zwołaj – spisz ich listę.

Poniechaj sprawy osobiste,

bo to jest rzecz ogromnej wagi,

to się stać musi.

 

LELEWEL

To się stanie,

co Bóg zakreślił w swojej woli,

nie to, co człowiek zaś ma w planie.

 

BRONIKOWSKI

Pan nie masz prawa.

 

LELEWEL

Serce boli.

Bóg wprzódy inne skreślił prawo.

Tu moje prawo – dziś, w tej chwili

od loża ojca pójść nie mogę.

Nie pójdę nigdzie. –

 

BRONIKOWSKI

Czyś oszalał?!

 

LELEWEL

Nie będę mojej duszy kalał,

i tom pamięci ojca winien,

żem przy nim zostać dziś powinien.

Bóg, co ojczyznę z martwych wskrzesza,

snadż sam mnie skazał dziś w odstawę

i innym w ręce daje Sprawę,

a mnie z tej winy dziś rozgrzesza.

 

BRONIKOWSKI

Mam odejść z niczem?

 

LELEWEL

Z niczem – z niczem.

 

 

BRONIKOWSKI

Z jak strasznym mówisz to obliczem – – ?

Ja tu biegłem i wbiegłem zdyszany,

bom sądził, że rozum zastanę,

że Pallas, że wróżka Ulissa

u ciebie przebywa z Egidą –

a widzę, że nie słuchasz Pallady,

tylkoś wylękły, tylkoś blady,

nie rączy, jako człowiek czynu.

 

LELEWEL

Nie najdziesz u mnie Pallady,

nie najdziesz u mnie nadziei.

Przez myśli moich ognisko

cień przemknął się z Cheronei;

przetom wylękły, przetom blady.

Nie najdziesz Pallady, nadziei.

Raczej, to widzę, Hermes nagi

wszedł i u wrót tych z wężem czeka,

by duszę wieść człowieka,

gdyby dziś martwe ojca ciało

w mym ręku syna – tam ostało.

Dopokąd Bóg ten wrót mych strzeże,

dostępu nie ma tu Bóg inny.

Sądź przeto, bracie, czym jest winny – ?

Dzisiaj nic nie wiem, nie pamiętam.

Wszystko na dzisiaj we mnie zmarło

i łzy…. ściskają….

 

BRONIKOWSKI

(odchodzi).

 

LELEWEL

Bądź zdrów. –

 

 

 

(słucha pode drzwiami pokoiku ojca)

(wraca do stolika)

(usiada)

(bierze monetę i szkło zwiększające)

 

Bolesław – ale który – ?

Napis – i rycerz na koniku –

z mieczem i tarczą – gwiazda z boku.

Wykopalisko. – Przerysuję.

Z rysunku łatwiej wymiarkuję. –

(rysuje)

 

Cięży głowa.

Niejasno widzę. – Kształt się gubi.

(przestaje rysować).

 

HERMES

(idzie w kierunku pokoiku bocznego).

 

 

LELEWEL

(zamyślony)

Któż – ? Czartoryski – ja – Niemcewicz. –

Lubecki może – ? – Rzecz się złoży.

Sejm trzeba zwołać. – – Palec Boży. –

Chłopicki! – – Sprawa się zaczyna.

Późno.

 

(patrzy ku zegarowi)

Już dziewiąta godzina.

 

HERMES

(wchodzi we drzwi z prawej)

(do pokoiku ojca Lelewela).

 

 

LELEWEL

(wstaje)

(chwieje się)

(idzie do okna)

(stoi chwilę przy oknie)

(odchodzi od okna)

(ku stolikowi)

(usiada)

(zegar poczyna bić dziewiątą).

(Ze drzwi z prawej)

(wychodzi:)

HERMES

(prowadząc starego Ojca Lelewela).

 

OJCIEC

(idący za Hermesem ku drzwiom w głębi)

(zatrzymuje się w pół drogi)

(poza krzesłem syna).

 

OJCIEC

Nie czekaj, stamtąd nikt nie wraca.

Żywemu tobie żywa praca.

Nie czekaj – jestem marny cień

i zgasnę, skoro błyśnie świt.

Padam, jak pada stary pień,

skruszały, zgnębion wielą lat.

Bierz jeno żywą szybką myśl

i gotuj Czyn, i sposób Czyn

spólnością, zgodą kurnych chat.

Goń szybką myśl – myśl lotny puch,

przegania wichrem świat.

O spiesz, o spiesz, myśl lotny puch,

gnana w przestrzeniach wichrem burz.

Ockniesz się jutro w klątwie strat,

a wtedy pojmiesz głębie win:

czym będzie jutro, czym jest dziś,

gdy błyśnie szary świt….

 

LELEWEL

(zadumany)

Jak starożytny grecki mit,

nieznany mężom życia bieg

i niezgadniony kresny czas,

gdy Kloto dzierga krosien ścieg.

Dzisiajże starzec ciężko legł,

gdy się obudzą żądza mas

i pędem rwie, i naprzód rwie

spólnością wszystkich klas.

Trzebaż, abym ja ognia strzegł,

a ręce moje załamane

u wrót grobowca, który sypię

ojcu – mnież cieszyć się na stypie?

 

OJCIEC

O, żegnaj, lice zadumane –

żegnaj, w dalekie idę kraje

na elizejskie ciche gaje

i wzrok się myli, oczy lsną

i ledwie syna cię poznają,

bądź zdrów – o, nie plam ty się krwią – !

 

LELEWEL

(wstaje)

Czemuż to ręce załamane?

Mój czyn – tam – znak – ostatni kres,

tam krew – mój ojciec kona tam

i ja w ustawnym żalu łez.

O precz – o precz – wyzwolin mnie,

bo mię ten ciężar łzawy gnie.

Ja nie chcę łez – chcę krwi, chcę krwi! –

– Ojcze!

 

OJCIEC

O, nie plam ty się krwią –

 

LELEWEL

Chcę krwi – ach, głos – czyj szept, czyj cień

Po szybach wicher brzękiem gra,

na ulicach się huragan zrywa.

Tłum ludzi pędzi – tam, to tu –

Zmęczonym tak – o, snu – o, snu –

bezsennych nocy tyle,

a tam się obudzą za chwilę,

tam wstają, gonią, rodzą myśl,

budują państwo – ognia żec! –

O, czemuż mnie nie wolno biec – ?

 

OJCIEC

Odchodzę precz, odchodzę precz –

próżno mnie twego serca strzec.

 

LELEWEL

Dzielą poczęli dziś część lwią.

 

OJCIEC

Synu, o, nie plam ty się krwią.

 

LELEWEL

Wolność, dziś święto, dzisiaj czyn.

Myśl lotny puch – ulata precz –

tam Polska już poczęta rzecz.

 

OJCIEC

Byłeś mi wdzięczny syn…

 

LELEWEL

Precz Izy, precz smutku, precz, precz żal;

już myśl poczęła wielką rzecz,

myśl lotna, ścigła – precz łzy, precz…

 

OJCIEC

We wieczność idę, w dal.

 

LELEWEL

Potęgę sił mi tęgich daj!

Przemóc obawy, troski, znój,

biec tam, gdzie ma się zacząć bój,

a Polska państwem letnich snów!

 

OJCIEC

(oddala się ku drzwiom w głębi, za Hermesem)

W spokojów wiecznych idę gaj.

Bądź zdrów, bądź zdrów, bądź zdrów.

(przepada we drzwiach).

 

 

LELEWEL

(odwraca się)

(spostrzega drzwi otwarte)

Ha! Co to – !? Czy kto przyszedł znów

mnie wzywać – co to? – Pusta sień.

 

(Z pokoiku z lewej wchodzi)

SIOSTRA LELEWELA

(znużona).

 

 

LELEWEL

(patrząc na nią)

Mój ojciec!!! –

 

(w kierunku drzwi)

Ojca mego cień!

 

SIOSTRA

(wskazując drzwi pokoiku)

(niepewne cicho)

Śpi – śpi – –

 

LELEWEL

(cicho w myślach)

Wiem, wieczny to już sen.

 

SIOSTRA

Nie śmiałam dotknąć skroni, czoła. –

 

LELEWEL

(chce coś mówić).

 

SIOSTRA

Ciszej. – –

 

LELEWEL

Głos zbudzić go nie zdoła.

Duch jego odszedł już daleko.

 

(wchodzą oboje do pokoiku ojca)

(skąd tejże chwili Lelewel wraca).

 

SIOSTRA

(wraca i zatrzymuje się w progu pokoiku)

Patrz, łzy z przymkniętych powiek cieką…

 

LELEWEL

Ostatnie jego do nas słowa…

 

SIOSTRA

Był ktoś u ciebie – wejść nie śmiałam,

lecz uchyliłam drzwi na chwilę.

Odeszłam odeń tylko tyle,

co was u drzwi słuchałam.

Prot właśnie nadejść miał w tej porze,

więc chciałam z nim prześcielić łoże,

bo sama nie byłabym w stanie… –

Skończyła się już nasza trwoga –

gdy odszedł duch do Boga.

 

(Przez otwarte drzwi z korytarza wpada:)

 

PROT, BRAT LELEWELA

(przejęty radością)

(gdy ma wybuchnąć potokiem stów)

(z wieścią z miasta)

(słowa mu giną i martwieją na widok brata i siostry)

(stojących bez ruchu).

 

 

NIKE SPOD CHERONEI

(wbiega tuz za nim)

(i przesłaniając go ręką w gwałtownym ruchu)

(mówi za niego:)

 

 

Radość wam wróżę!

Umarli biorą róże!!

Mrą wasi wrogowie

i waszych świętości stróże

walczą! Idą w honorze!

Więzy zerwane!

 

Śmierć kosi! Przez ten dom dąży!

Zbudź się ludom chorąży!

Śmierć tobie wzięła trud

i ciężar, co ciąży.

Zbrój się w męczarni ducha!

Tam krew i zawierucha!! – – –

Czyż wy zdeptać miłości niezdolni?! –

Wy dziś już – wolni!!

 

 

 

(Bębny wojsk przechodzących daleko w ulicach).