Wesele – Akt 1

Akt 1 

 

DEKORACJA: 

 

Noc listopadowa; w chacie, w świetlicy. Izba wybielona siwo, prawie 

błękitna, jednym szarawym tonem półbłękitu obejmująca i sprzęty, i 

ludzi, którzy się przez nią przesuną. 

 

Przez drzwi otwarte z boku, ku sieni, słychać huczne weselisko, buczące 

basy, piskanie skrzypiec, niesforny klarnet, hukania chłopów i bab i 

przygłuszający wszystką nutę jeden melodyjny szum i rumot tupotających 

tancerzy, co się tam kręcą w zbitej masie w takt jakiejś ginącej we wrzawie 

piosenki… 

 

I cała uwaga osób, które przez tę izbę-scenę przejdą, zwrócona jest tam, 

ciągle tam; zasłuchani, zapatrzeni ustawicznie w ten tan, na polską 

nutę… wirujący dookoła; w półświetle kuchennej lampy, taniec kolorów, 

krasych wstążek, pawich piór, kierezyj, barwnych kaftanów i kabatów, 

nasza dzisiejsza wiejska Polska. 

 

A na ścianie głębnej: drzwi do alkierzyka, gdzie łóżka gospodarstwa i 

kołyska, i pośpione na łóżkach dzieci, a górą zszeregowani Święci 

obrazkowi. Na drugiej bocznej ścianie izby: okienko przysłonione białą 

muślinową firaneczką; nad oknem wieniec dożynkowy z kłosów; – za 

oknem ciemno, mrok – za oknem sad, a na deszczu i słocie krzew, 

otulony w słomę, w zimową ochronę okryty. 

 

Na środku izby stół okrągły, pod białym, sutym obrusem, gdzie przy 

jarzących brązowych świecznikach żydowskich suta zastawa, talerze 

poniechane tak, jak dopiero co od nich cała weselna drużba wstała, w 

nieładzie, gdzie nikt o sprzątaniu nie myśli. Około stołu proste drewniane 

stołki kuchenne z białego drzewa; przy tym na izbie biurko, zarzucone 

mnóstwem papierów; ponad biurkiem fotografia 

Matejkowskiego “Wernyhory” i litograficzne odbicie 

Matejkowskich “Racławic”. Przy ścianie w głębi sofa wyszarzana; ponad nią 

złożone w krzyż szable, flinty, pasy podróżne, torba skórzana. W innym 

kącie piec bielony, do maści z izbą; obok pieca stolik empire, zdobny 

świecącymi resztami brązów, na którym zegar stary, alabastrowymi 

kolumienkami dźwigający złocony krąg godzin; nad zegarem portret 

pięknej damy w stroju z lat 1840 w lekkim muślinowym zawoju przy twarzy 

młodej w lokach i na ciemnej sukni. 

 

U boku drzwi weselnych skrzynia ogromna wyprawna wiejska, malowana w 

kwiatki pstre i pstre desenie; wytarta już i wyblakła. Pod oknem stary 

grat, fotel z wysokim oparciem. Nad drzwiami weselnymi ogromny obraz 

Matki Boskiej Ostrobramskiej z jej sukienką srebrną i złotym otokiem 

promieni na tle głębokiego szafiru; a nad drzwiami alkierza takiż 

ogromny obraz Matki Boskiej Częstochowskiej, w utkanej wzorzystej 

szacie, w koralach i koronie polskiej Królowej, z Dzieciątkiem, które 

rączkę ku błogosławieniu wzniosło. Strop drewniany w długie belki proste z 

wypisanym na nich Słowem Bożym i rokiem pobudowania. 

 

RZECZ DZIEJE SIĘ W ROKU TYSIĄC DZIEWIĘĆSETNYM 

 

SCENA 1. 

CZEPIEC, DZIENNIKARZ. 

 

 

CZEPIEC 

 

Cóż tam, panie, w polityce? 

 

Chińcyki trzymają się mocno!? 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

A, mój miły gospodarzu, 

 

mam przez cały dzień dosyć Chińczyków. 

 

 

 

CZEPIEC 

 

Pan polityk! 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

Otóż właśnie polityków 

 

mam dość, po uszy, dzień cały. 

 

 

 

CZEPIEC 

 

Kiedy to ciekawe sprawy. 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

A to czytaj, kto ciekawy; 

 

wiecie choć, gdzie Chiny leżą? 

 

 

 

CZEPIEC 

 

No daleko, kajsi gdzieś daleko; 

 

a panowie to nijak nie wiedzą, 

 

że chłop chłopskim rozumem trafi, 

 

choćby było i daleko. 

 

A i my tu cytomy gazety 

 

i syćko wiemy. 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

A po co – ? 

 

 

 

CZEPIEC 

 

Sami się do światu garniemy. 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

Ja myślę, że na waszej parafii 

 

świat dla was aż dosyć szeroki. 

 

 

 

CZEPIEC 

 

A tu ano i u nas bywają, 

 

co byli aże dwa roki 

 

w Japonii; jak była wojna. 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

Ale tu wieś spokojna. – 

 

Niech na całym świecie wojna, 

 

byle polska wieś zaciszna, 

 

byle polska wieś spokojna. 

 

 

 

CZEPIEC 

 

Pon się boją we wsi ruchu. 

 

Pon nos obśmiwajom w duchu. – 

 

A jak my, to my się rwiemy 

 

ino do jakiej bijacki. 

 

Z takich, jak my, był Głowacki. 

 

A, jak myślę, ze panowie 

 

duza by juz mogli mieć, 

 

ino oni nie chcom chcieć! 

 

 

 

SCENA 2. 

 

DZIENNIKARZ, ZOSIA. 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

Pani to taki kozaczek; 

 

jak zesiądzie z konika, jest smutny. 

 

 

 

ZOSIA 

 

A pan zawsze bałamutny. 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

To nie komplement, to czuję 

 

i tego bynajmniej nie tłumię. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Dobrze, że przynajmniej pan umie 

 

zmiarkować, kiedy uczucie, 

 

a kiedy salonowa zabawka – 

 

ale w tym razie… 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

To sprawka 

 

pani wdzięku, pani jest bardzo miła, 

 

pani tak główkę schyliła… 

 

 

 

ZOSIA 

 

Prawda? Tak jakbym się dziwiła, 

 

że mnie tyle honoru spotyka; 

 

pan redaktor dużego dziennika 

 

przypatruje się i oczy przymyka 

 

na mnie, jako na obrazek. 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

A obrazek malowany, bez skazek, 

 

farby świeże, naturalne, 

 

rysunek ogromnie prawdziwy, 

 

wszystko aż do ram idealne. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Widzę, znawca osobliwy. 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

I czemuż pani się gniewa? 

 

 

 

ZOSIA 

 

Że pan jak Lohengrin śpiewa 

 

nade mną jak nad łabędziem, 

 

że my dla siebie nie będziem, 

 

i po cóż tyle śpiewności? 

 

 

 

DZIENNIKARZ 

 

Oto tak, tak z rozlewności 

 

towarzyskiej. 

 

 

 

SCENA 3. 

 

RADCZYNI, HANECZKA, ZOSIA. 

 

 

 

HANECZKA 

 

Ach, cioteczko, ciotusieńko! 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Co, serdeńko? 

 

 

 

HANECZKA 

 

Tamci tańczą, my stoimy; 

 

chcemy tańczyć także i my. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Może któryś z panów zechce? 

 

 

 

ZOSIA 

 

Z nikim z panów tańczyć nie chcę. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Potańcujcie trochę same. 

 

 

 

ZOSIA 

 

My byśmy chciały z drużbami, 

 

z tymi, co pawimi piórami 

 

zamiatają pułap izby. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Poszłybyście tam do ciżby? 

 

 

 

HANECZKA 

 

To tak miło, miło w ścisku. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Oni się tam gniotą, tłoczą 

 

i ni stąd, ni zowąd naraz 

 

trzask, prask, biją się po pysku; 

 

to nie dla was. 

 

 

 

ZOSIA 

 

My wrócimy zaraz. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Cóżeś ty dziś tak wesoła? 

 

Odgarnij se włosy z czoła. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Raz dokoła, raz dokoła! 

 

 

 

HANECZKA 

 

Ciotusieńka zła okropnie, 

 

zła okrutnie – a przelotnie – 

 

zaraz buzię pocałuję. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Hanka zawsze swego dopnie. 

 

Niech się panna wytańcuje. 

 

 

 

SCENA 4. 

 

RADCZYNI, KLIMINA. 

 

 

 

KLIMINA 

 

Pochwalony, dobry wieczór państwu. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Pochwalony – gospodyni… 

 

 

 

KLIMINA 

 

Tu wsiosko od maleńkości, Klimina, 

 

po wójcie wdowa. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Radczyni 

 

jestem z Krakowa. 

 

 

 

KLIMINA 

 

Macie syna. 

 

 

 

RADCZYMI 

 

Tańcuje tam. 

 

 

 

KLIMINA 

 

Niech się bawi; 

 

som ta dziwki, niech nie stoją. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Jakoś mu nie idzie sporo, 

 

bo się ino pogapuje. 

 

 

 

KLIMINA 

 

Panowie dziwek się boją; 

 

zaraz która co przyniesie, 

 

ino roz sie przetańcuje. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Wyście sobie, a my sobie. 

 

Każden sobie rzepkę skrobie. 

 

 

 

KLIMINA 

 

Myślałam, pomówię z matusią, 

 

toby wnuczka kołysała – ? 

 

 

 

RADCZYNI 

 

A toście wy skora, kumosiu; 

 

ledwo że wkoło spojrzała, 

 

już by mi synów swatała – ? 

 

 

 

KLIMINA 

 

Hej, jo sie bawiła wprzódzi, 

 

teroz bym lo inszych chciała. 

 

Coraz więcej potrza ludzi. 

 

Żeniłabym, wydawała! 

 

 

 

SCENA 5. 

 

ZOSIA, KASPER. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Drużba tańczy, proszę ze mną. 

 

 

 

KASPER 

 

Panienka obcesem wpada. 

 

 

 

ZOSIA 

 

A w kółeczko… 

 

 

 

KASPER 

 

Dookoła. 

 

Panienka se ta wesoła. 

 

Ano Kaśka będzie rada, 

 

jak przestoi. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Kaśka, jaka? 

 

 

 

KASPER 

 

Ano ta, co w kącie taka… 

 

 

 

ZOSIA 

 

Druhna? 

 

 

 

KASPER 

 

Juści, druhna pirso, 

 

co mi ją na żone rają. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Raz dokoła, raz dokoła… 

 

 

 

KASPER 

 

Panienka się nie zgniewają, 

 

że ją lepiej gabne w pasie, 

 

ano Kaśka w sobie syrso. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Pewno drużba kocha Kasie?? 

 

 

 

KASPER 

 

Panienka se ta wesoła. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Raz dokoła, raz dokoła… 

 

 

 

SCENA 6. 

 

HANECZKA, JASIEK. 

 

 

 

HANECZKA 

 

Jakby Jasiek chciał tańcować, 

 

tobym z Jaśkiem tańcowała – ? 

 

 

 

JASIEK 

 

A mogę sie ofiarować, 

 

by ino panienka chciała – ? 

 

 

 

HANECZKA 

 

Proszę, proszę, chwilkę w koło, 

 

jak wesoło, to wesoło. 

 

Jasiek dzisiaj pierwszy drużba. 

 

 

 

JASIEK 

 

Najmilso mi tako służba. 

 

 

 

SCENA 7. 

 

RADCZYNI, KLIMINA. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Cóż ta, gosposiu, na roli? 

 

Czyście sobie już posiali? 

 

 

 

KLIMINA 

 

Tym ta casem sie nie siwo. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

A mieliście dobre żniwo – ? 

 

 

 

KLIMINA 

 

Dzięki Bogu, tak ta bywo. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Jak złe żniwo, to was boli, 

 

żeście się napracowali – ? 

 

 

 

KLIMINA 

 

Zawszeć sie co przecie zgarnie. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Dobrze sobie wyglądacie. 

 

 

 

KLIMINA 

 

I pani ta tyz nie marnie. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Jeszcze się widzicie młoda. 

 

 

 

KLIMINA 

 

Jak po Marcinie jagoda. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Może jeszcze się wydacie – ? 

 

 

 

KLIMINA 

 

A cóz sie ta tak pytacie?! 

 

 

 

SCENA 8. 

 

KSIĄDZ, PANNA MŁODA, PAN MŁODY. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Ksiądz dobrodziej łaskaw bardzo. 

 

Proszę nas nie zapominać. 

 

 

 

KSIĄDZ 

 

Są i tacy, co mną gardzą, 

 

żem jest ze wsi, bom jest z chłopa. 

 

Patrzą koso – zbędą prędko, 

 

a tu mi na sercu lentko. 

 

Sami swoi, polska szopa, 

 

i ja z chłopa, i wy z chłopa 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Ksiądz dobrodziej już niebawem 

 

będzie nosić pelerynkę – ? 

 

 

 

KSIĄDZ 

 

Może i należy mi się; 

 

lecz pewnego nic nie wi się. 

 

Inni także robią ślinkę! 

 

Może sprawię pelerynkę? 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Może z konsystorza przecie 

 

popatrzą okiem łaskawem; 

 

życzę bardzo. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Choć co dadzą; 

 

ino te ciarachy tworde, 

 

trza by stoć i walić w morde. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Moja duszko, tu sie mówi 

 

o kościelnej dostojności, 

 

którą mają przyznać Jegomości. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Jo myślała, że co inne. 

 

 

 

KSIĄDZ 

 

Naiwne to i niewinne. 

 

 

 

SCENA 9. 

 

PAN MŁODY, PANNA MŁODA. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Cięgiem ino rad byś godać, 

 

jakie to kochanie będzie. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

A ty wolisz całowanie? 

 

będziesz kochać, a powiedzże?? 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Przeciem ci już wygodała. 

 

Przecież ci mnie nikt nie wydrze. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Serce do kochania radsze. 

 

Toś już moja! Radość, szczęście! 

 

Nie myślałem, że tak wiele. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Ano chciałeś, masz wesele. 

 

PAN MŁODY 

 

Ach, nie patrzę, jak całuję; 

 

nie całuję, kiedy patrzę, 

 

a lica masz coraz gładsze. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

A krew sie tak zesumuje. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Pocałujże, jeszcze, jeszcze, 

 

niechże tobą się napieszczę: 

 

usta, oczy, czoło, wieniec… 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Takiś ta nienasyceniec. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Nigdy syty, nigdy zadość; 

 

taka to już dla mnie radość; 

 

całowałbym cię bez końca. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

A to męcąco robota; 

 

nie dziwota, nie dziwota, 

 

żeś tak zbladnoł, taki wrzący. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Nie chwalący, nie chwalący, 

 

spokoju mi nie dawały. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

A bo chciałeś. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Same chciały. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Cóz ta za śkaradne śtuki? 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Myśmy takie samouki; 

 

kochałem się po różnemu, 

 

a ciebie chcę po swojemu, 

 

po naszemu. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

A no z duszy, 

 

jak ci dobrze, niech ta będzie. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Teraz ci mnie nic nie zwiedzie. 

 

Takem pragnął, zboża, słońca… 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Mos wesele! – Podź do tońca! 

 

 

 

SCENA 10. 

 

POETA, MARYNA. 

 

 

 

POETA 

 

Żeby mi tak rzekła która, 

 

sercem już dysponująca, 

 

tak po prostu: “no chcę ciebie”, 

 

jak jaka wiejska dziewczyna… 

 

 

 

MARYNA 

 

To niby ja ta dziewczyna, 

 

ja oświadczyć się mająca? 

 

Skądże taka pewna mina? 

 

 

 

POETA 

 

Wcale insze miałem plany, 

 

jeźlim plany miał w ogóle – 

 

chciałem coś powiedzieć czule, 

 

chciałem zapukać w serduszko, 

 

coś usłyszeć, coś podsłuchać: 

 

jak się to tam musi ruchać, 

 

jak się to tam musi palić – ?! 

 

 

 

MARYNA 

 

Muszę panu się pożalić, 

 

w serduszku nie napalone; 

 

jak kto weźmie mnie za żonę, 

 

będzie sobie ciepło chwalić; 

 

muszę panu się pożalić: 

 

choć zimno, można się sparzyć. 

 

 

 

POETA 

 

Amor mógłby gospodarzyć. 

 

 

 

MARYNA 

 

Amor ślepy, może zdradzić. 

 

 

 

POETA 

 

Amor: duch skrzydlaty, gończy. 

 

 

 

MARYNA 

 

Pretensji do skrzydeł wiele. 

 

 

 

POETA 

 

Więc się na pretensjach kończy 

 

 

 

MARYNA 

 

A nie kończy się w kościele. 

 

 

 

POETA 

 

Byłby to już Amor w klatce. 

 

 

 

MARYNA 

 

Lis w pułapce. 

 

 

 

POETA 

 

Motyl w siatce. 

 

 

 

MARYNA 

 

Paź królowej na usługach. 

 

 

 

POETA 

 

Ślub po zapłaconych długach. 

 

Miłość nęci rozmaita. 

 

 

 

MARYNA 

 

A, to z nami kwita. 

 

 

 

POETA 

 

Kwita – 

 

nie myślałem, że coś świta, 

 

pani prawie obrażona – ? 

 

 

 

MARYNA 

 

Czegoż to pan jeszcze szuka? 

 

 

 

POETA 

 

Że nie poszła w las nauka. 

 

 

 

MARYNA 

 

Któż się uczył? 

 

 

 

POETA 

 

Tak wzajemnie: 

 

Ja od pani, pani ze mnie. 

 

 

 

MARYNA 

 

A na cóż mnie tej nauki? 

 

 

 

POETA 

 

Na nic. 

 

 

 

MARYNA 

 

Więc? 

 

 

 

POETA 

 

Sztuka dla sztuki. 

 

 

 

MARYNA 

 

Zawrót głowy, wielka chwała; 

 

niech pan sztuki płata różne, 

 

bylebym ja spokój miała. 

 

 

 

POETA 

 

Rozmowa z panienką młodą, 

 

jak ją zwykle młodzi wiodą 

 

w takim stylu skrzydełkowym; 

 

rozmowa z panną upartą: 

 

o miłości, o Amorze, 

 

o kochaniu, co w tym, owym 

 

z nagła się przejawić może; – 

 

szepty z panną czarującą, 

 

przez pół serio, przez pół drwiąco – 

 

zawsze jeszcze studium warto. 

 

 

 

MARYNA 

 

Przez pół drwiąco, przez pół serio 

 

bawi się pan galanterią. 

 

 

 

POETA 

 

Ale gdzie ta, ale gdzie ta. 

 

 

 

MARYNA 

 

Pan poeta, pan poeta. 

 

Coś, jak liryzm, struna brzękła: 

 

ja o pana się przelękła, 

 

że ta strzała niespodziana 

 

może trafić, ale pana. 

 

 

 

POETA 

 

Bawię panią galanterią 

 

przez pół drwiąco, przez pół serio; 

 

stąd się styl osobny stwarza: 

 

nikt nikogo nie dosięga, 

 

nikt nikogo nie obraża – 

 

na łokcie różowa wstęga – 

 

nie prowadzi do ołtarza. – 

 

Tajemnicą jest kobieta. 

 

 

 

MARYNA 

 

Słucham, co to za wymowa! 

 

 

 

POETA 

 

Słowa, słowa, słowa, słowa. 

 

 

 

MARYNA 

 

Ale gdzie ta, ale gdzie ta! 

 

 

 

POETA 

 

Jakaż znów refleksja nowa? 

 

 

 

MARYNA 

 

Pan poeta, pan poeta. 

 

 

 

SCENA 11. 

 

KSIĄDZ, PAN MŁODY, PANNA MŁODA. 

 

 

 

KSIĄDZ 

 

Zwracam się do panny młodej, 

 

pijąc do pana młodego… 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Cóz takiego, cóz takiego? 

 

 

 

KSIĄDZ 

 

Może, hm, po pewnym czasie, 

 

bo to człowiek jest człowiekiem, 

 

ot, przykładem tylu ludzi – 

 

bo to człowiek jest człowiekiem, 

 

usiada się tylko z wiekiem… 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Niby jak to kwaśne mliko. 

 

 

 

KSIĄDZ 

 

Wyście młodzi, wyście młodzi, 

 

choć się dzisiaj wszystko godzi, 

 

przyjdzie czas, co was ochłodzi. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Dzięki, niech się ksiądz nie trudzi, 

 

niech nie trudzi się dobrodziej, 

 

wdał się Pan Bóg już w tę sprawę 

 

i ten wszystko załagodzi; 

 

byliśmy rano w kościele, 

 

braliśmy ślub u ołtarza. 

 

 

 

KSIĄDZ 

 

No, ale to tak się zdarza; 

 

ogromnie przypadków wiele, 

 

i przypomnieć pożytecznie. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Podziękujże za obawę. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Zdarłabym jej łeb, jak krosna! 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

A kocha, bo jest zazdrosna. 

 

 

 

KSIĄDZ 

 

Ach, kolorowa bajecznie! 

 

 

 

SCENA 12. 

 

PAN MŁODY, PANNA MŁODA. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Kochasz ty mnie? 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Moze, moze – 

 

cięgiem ino godos o tem. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Bo mi serce wali młotem, 

 

bo mi w głowie huczy, szumi… 

 

moja Jaguś, toś ty moja?! 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Twoja, jak trza, juści twoja; 

 

bo cóż cie ta znów tak dumi? 

 

Cięgiem ino godos o tem. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

A ty z twoim sercem złotem 

 

nie zgadniesz, dziewczyno-żono, 

 

jak mi serce wali młotem, 

 

jak cię widzę z tą koroną, 

 

z tą koroną świecidełek, 

 

w tym rozmaitym gorsecie, 

 

jak lalkę dobytą z pudełek 

 

w Sukiennicach, w gabilotce: 

 

zapaseczka, gors, spódnica, 

 

warkocze we wstążek splotce; 

 

że to moje, że to własne, 

 

że tak światłem gorą lica! 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Buciki mom troche ciasne. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

A to zezuj, moja złota. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Ze sewcem tako robota. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Tańcuj boso. 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Panna młodo?! 

 

Cóz ta znowu?! To ni mozno. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Co się męczyć? W jakim celu? 

 

 

 

PANNA MŁODA 

 

Trza być w butach na weselu. 

 

 

 

SCENA 13. 

 

KSIĄDZ, PAN MŁODY. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Któż komu czego zabroni? 

 

 

 

KSIĄDZ 

 

Zależy, za czym kto goni. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Tak cudzego pilnujecie – ? 

 

 

 

KSIĄDZ 

 

Nie każdy ma jedno na świecie, 

 

a każdy ma swoje osobne, 

 

co go trzyma – a te drobne 

 

rzeczki, małe, niepozorne 

 

składają się na jedną wielką rzecz. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Ksiądz sobie, jako chcesz, przecz. – 

 

Szczęście każdy ma przed nosem, 

 

a jak ma, to trzeba brać – 

 

trzeba iść za serdecznym głosem 

 

i nic pozwolić się kpać. 

 

 

 

KSIĄDZ 

 

No, mój panie, 

 

nie każdemu jednakie wołanie. 

 

A jak kto ręką sięgnie po co, a nie dostanie? 

 

 

 

SCENA 14. 

 

RADCZYNI, MARYNA. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

A panny już bez pamięci, 

 

widzę, hulają. 

 

 

 

MARYNA 

 

Do smaku. 

 

Jak mnie Czepiec chwycił wpół, 

 

jak zawinął i obleciał w kółko, 

 

tom w oczach zobaczyła gwiazdy, 

 

jakby jakieś napowietrzne jazdy, 

 

kręcące się zawrotem kół. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Pot oblewa całe czółko; 

 

możesz się zaziębić wnet. 

 

 

 

MARYNA 

 

A tak – teraz to sobie myślę: 

 

co insze złoto, a co insze miedź. 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Nie pleć, spocznij, cicho siedź. 

 

 

 

MARYNA 

 

A myśl moja het, het, het… 

 

 

SPIS TREŚCI – OSOBY – AKT 1 – AKT 2 – AKT 3 

 

Akt 1 

 

SCENA 15. 

 

MARYNA, POETA. 

 

 

 

POETA 

 

Elektryczność z oczu bije. 

 

 

 

MARYNA 

 

Zgrzałam się przy tańcowaniu. 

 

 

 

POETA 

 

Pani marzy o kochaniu – 

 

co tam pani serce czyje. 

 

 

 

MARYNA 

 

Może pańskie serce zatem – ? 

 

 

 

POETA 

 

Umie pani strzelać batem – ? 

 

 

 

MARYNA 

 

Jak to, co to – tak przez kogo ? 

 

 

 

POETA 

 

Tak w powietrze, a szeroko. 

 

 

 

MARYNA 

 

Co tam panu serce czyje; 

 

a umie pan kopnąć nogą – ? 

 

 

 

POETA 

 

Tak przez kogo – ? 

 

 

 

MARYNA 

 

Nie tak srogo – 

 

tak w powietrze, a wysoko. 

 

 

 

POETA 

 

Na co, po co? 

 

 

 

MARYNA 

 

Dla niczego. 

 

 

 

POETA 

 

To nic złego. 

 

 

 

MARYNA 

 

I nic z tego. 

 

 

 

POETA 

 

To zagadka? 

 

 

 

MARYNA 

 

Sfinks. 

 

 

 

POETA 

 

Meduza. 

 

 

 

MARYNA 

 

Może z tego pan odgadnie 

 

nowoczesny styl harbuza; 

 

tak jak ja odgadłam snadnie: 

 

próżność na wysokiej skale, 

 

w swojej własnej śpiącą chwale. 

 

 

 

POETA 

 

Zeus i Pan Bóg mieszka w niebie, 

 

przedsię obaj są u siebie. 

 

Psyche to najczulej pieści. – 

 

O tym, gdzie kto śpi wysoko, 

 

pani wie coś z głuchych wieści; 

 

nie dosięgło jeszcze oko. 

 

 

 

MARYNA 

 

Rozumiem coś z wielką biedą, 

 

nie dosięgło jeszcze oko, 

 

nie zawlokłam się na turnie; 

 

tak tam dumnie, szumnie, chmurnie. 

 

Bałamuctwa w wielkim stylu, 

 

które już przeżyło tylu, 

 

różni więksi, mniejsi, niscy; 

 

wszystko bardzo wyjątkowe, 

 

bardzo dziwne, bardzo nowe, 

 

tylko że tak robią wszyscy. 

 

 

 

POETA 

 

Słucham, co to za wymowa – ? 

 

 

 

MARYNA 

 

Słowa, słowa, słowa, słowa. 

 

 

 

POETA 

 

To uczucia tak się garną; 

 

szkoda, żeby szły na marno. 

 

 

 

MARYNA 

 

Ale gdzie ta, ale gdzie ta. 

 

Pan myśli, że ja zajęta? 

 

 

 

POETA 

 

Widzę, że pani pamięta, 

 

jaka komu etykieta 

 

przylepiona i przypięta. 

 

 

 

MARYNA 

 

Szkoda, żeby szły na marno 

 

te uczucia, co się garną: 

 

pan poeta, pan poeta. 

 

 

 

POETA 

 

Otóż to, to etykieta. 

 

 

 

SCENA 16. 

 

ZOSIA, HANECZKA. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Chciałabym kochać, ale bardzo, 

 

ale tak bardzo, bardzo, mocno. 

 

 

 

HANECZKA 

 

To ta muzyka gra tak skoczno 

 

i pewno serce tobie skacze. 

 

Jeszcze się dosyć, dość napłacze, 

 

nim go kochanie ułagodzi. 

 

Pociesz się, serce, pociesz, miła, 

 

jeszcze niejedna łza, mogiła, 

 

od tej miłości ciebie grodzi. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Że to tak losy szczęściem gardzą, 

 

że tak nie sypią szczęściem w oczy, 

 

tylko tak zaraz błyski gasną, 

 

ledwo się w oczach świt roztoczy? 

 

 

 

HANECZKA 

 

Musisz przejść wprzódy cierpień koło; 

 

przejść musisz wprzódy nędzę, bole, 

 

a potem kiedyś będzie wesoło, 

 

jak ci ból serce dość nakole. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Ja, gdybym była losów panią, 

 

na przykład taką, wiesz: Fortuną, 

 

tobym odarła złote runo, 

 

żeby dać wszystko ludziom tanio; 

 

żeby się tak nie umęczali, 

 

w takiem gonieniu ciężkiem, długiem: 

 

każden, jak więzień, za swym pługiem; 

 

żeby się syto nakochali, 

 

żeby się wszystko im kręciło: 

 

jakby się złote nitki wiło. 

 

 

 

HANECZKA 

 

A tu są takie Parki stare, 

 

co nożycami tną przędziwo… 

 

 

 

ZOSIA 

 

A chyba to za jaką karę 

 

Miłość jest taką nieszczęśliwą. 

 

Za czyjąż winę, czyjąż karę 

 

rwać chcą przędziwo Parki stare…? 

 

Ach, tak bym chciała kochać bardzo 

 

 

 

HANECZKA 

 

Musisz się wprzódy dość naszlochać, 

 

napłakać, zbeczeć, razy wiele, 

 

aże postawią cię w kościele, 

 

a potem sobie możesz kochać. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Ach, tym uczucia moje gardzą – 

 

nie to, nie jeszcze miałam w myśli: 

 

chciałabym, żeby się kto zjawił, 

 

kto by mi nagle się spodobał, 

 

żebym się jemu też udała 

 

i byśmy równo na to przyśli. 

 

Widzisz, takiego bym kochała, 

 

i to tak bardzo, bardzo, bardzo. 

 

 

 

HANECZKA 

 

Ach, tym uczucia moje gardzą; 

 

przecie trza wprzódy wypróbować, 

 

trza coś przecierpieć, coś przeboleć, 

 

żeby móc miłość uszanować. 

 

 

 

ZOSIA 

 

Już ja tam swoje będę woleć. 

 

 

SCENA 17. 

 

PAN MŁODY, ŻYD 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Przyszedł Mosiek na wesele… 

 

 

 

ŻYD 

 

Nu, ja tu przyszedł nieśmiele. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

No, jesteśmy przyjaciele. 

 

 

 

ŻYD 

 

No, tylko że my jesteśmy 

 

tacy przyjaciele, co się nie lubią. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

A tak, jak są tacy, co skubią, 

 

to i są tacy, co się boczą. 

 

 

 

ŻYD 

 

Niech się boczą, a jak oni potrzebują, 

 

to ich u mnie jest bardzo wiele. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

W zastawie. 

 

 

 

ŻYD 

 

No, to tak, jak w kieszeni; – 

 

pan dzisiaj w kolorach się mieni; 

 

pan to przecie jutro zruci ?? 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Narodowy chłopski strój. 

 

 

 

ŻYD 

 

No, pan się narodowo bałamuci, 

 

panu wolno – a to ładny krój – 

 

to już było. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

No, to jeszcze wróci. 

 

 

 

ŻYD 

 

Jak będzie każdy patrzeć przed nos swój, 

 

może co z tego będzie na inkszy raz. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Oto właśnie teraz taki czas. 

 

 

 

ŻYD 

 

No, ja to gram na skrzypce, a pan na bas. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Przyszedł Mosiek na wesele, to mu basuję. 

 

 

 

ŻYD 

 

No, już ja wiem od mojej córki, 

 

że pan młody muzykę czuje. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Pragnąłem widzieć pannę Rachelę. 

 

 

 

ŻYD 

 

Ona przyjdzie sama tu; 

 

mówiła, że zamiast snu 

 

woli widok panów i wesele – 

 

wykształcona. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Nawet wierzę. 

 

 

 

ŻYD 

 

Mówi, że ją muzyka bierze, 

 

za mąż jej nie biorą jeszcze; 

 

może ją przy poczcie umieszcze; 

 

moja córka, to kobita, 

 

a jest panna modern, całkiem 

 

jak gwiazda. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Więc satelita? 

 

 

 

ŻYD 

 

Jakie tylko książki są, to czyta, 

 

a i ciasto gniecie wałkiem, 

 

była w Wiedniu na operze, 

 

w domu sama sobie pierze – 

 

no, zna cały Przybyszewski, 

 

a włosy nosi w półkole, 

 

jak włoscy w obrazach anieli 

 

ala… 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

A la Botticelli. 

 

 

 

ŻYD 

 

Żeby pan był przecie kiedy 

 

chciał z nią gadać – ? 

 

PAN MŁODY 

 

Chciałem, chciałem. 

 

Raz byłem, to nie zastałem. 

 

 

 

ŻYD 

 

Ona lubi te poety; 

 

ona nawet chłopy lubi; 

 

ona chłopom kredyt daje, 

 

to mi się aż serce kraje, 

 

bo to rzecz drażniąca wielce 

 

i nieraz jestem w rozterce: 

 

tu interes – a tu serce. – ? 

 

Po co się pan z chłopką żeni? 

 

Są panny inteligentne. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

One mnie się wydają przeciętne. 

 

Kocham te z Botticellego, 

 

lecz nie chcę zapychać niemi 

 

każdej piędzi naszej ziemi. 

 

 

 

SCENA 18. 

 

PAN MŁODY, ŻYD, RACHEL 

 

 

 

RACHEL 

 

Ach, bon soir. 

 

 

 

ŻYD 

 

Moja córka. 

 

 

 

RACHEL 

 

Jedna mnie tu zwiodła chmurka, 

 

jedna mgła, opary nocy; 

 

ta chałupa rozświecona, 

 

z daleka, jak arka w powodzi 

 

błoto naokoło, potopy, 

 

hukają pijane chłopy; 

 

ta chałupa rozświecona, 

 

grająca muzyką w noc ciemną, 

 

wydała mi się arcyprzyjemą, 

 

jako arka, na kształt czarów łodzi, 

 

i przyszłam – tate pozwoli…? 

 

 

 

ŻYD 

 

No, niech sobie Rachel poswywoli. 

 

No, pan się mną Żydem brzydzi, 

 

a ją to pan musi uszanować; 

 

ona się ojca nie wstydzi. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Przyszła pani z nami potańcować; 

 

jeśli pani szuka parki, 

 

przygarniemy ją w noc ciemną. 

 

Tam są tańce – tam są grajki, 

 

a tu zastaw gospodarski. 

 

 

 

SCENA 19. 

 

PAN MŁODY, RACHEL 

 

 

 

RACHEL 

 

Ensemble jak z feerii, z bajki, 

 

ach, ta chata rozśpiewana, 

 

jakby w niej słowiki dźwięczą, 

 

i te stroje ukąpane tęczą, 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Ma pani słuszność, ćmy brzęczą 

 

najwięcej wokoło świec; 

 

gdzie błyska, muszą się zbiec. 

 

 

 

RACHEL 

 

Zlatują się w dobrej wierze, 

 

na oślep, serdecznie, szczerze; 

 

nie domyślają się wcale; 

 

że ich tam czeka ogarek, 

 

co im będzie skrzydła piec. 

 

PAN MŁODY 

 

Na skrzydłach pani tu przyszła – ? 

 

 

 

RACHEL 

 

Na skrzydłach myśl moja zwisła; 

 

szłam, przez błoto po kolana, 

 

od karczmy aż tu do dworu ; – 

 

ach, ta chata rozśpiewana, 

 

ta roztańczona gromada, 

 

zobaczy pan, proszę pana, 

 

że się do poezji nada, 

 

jak pan trochę zmieni, doda. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Tak to czuję, tak to słyszę: 

 

i ten spokój, i tę ciszę, 

 

sady, strzechy, łąki, gaje, 

 

orki, żniwa, słoty, maje. 

 

Żyłem dotąd w takiej cieśni, 

 

pośród murów szarej pleśni: 

 

wszystko było szare, stare, 

 

a tu naraz wszystko młode, 

 

znalazłem żywą urodę, 

 

więc wdecham to życie młode; 

 

teraz patrzę się i patrzę 

 

w ten lud krasy, kolorowy, 

 

taki rześki, taki zdrowy – 

 

choćby szorstki, choć surowy. 

 

Wszystko dawne coraz bladsze, 

 

ja to czuję, ja to słyszę, 

 

kiedyś wszystko to napiszę; 

 

teraz tak w powietrzu wiszę 

 

w tej urodzie, w tym weselu; 

 

lecę, jak mnie konie niosą – 

 

od miesiąca chodzę boso, 

 

od razu się czuję zdrowo, 

 

chadzam boso, z gołą głową; 

 

pod spód więcej nic nie wdziewam, 

 

od razu się lepiej miewam. 

 

 

 

SCENA 20. 

 

PAN MŁODY, RACHIEL, POETA. 

 

 

 

POETA 

 

Panna młoda jakieś słówko 

 

ma do ciebie. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Rzucam damę, 

 

muszę służyć mojej pani. 

 

 

 

RACHEL 

 

Może słóweczko z wymówką, 

 

bo coś na mnie kiwa główką. 

 

 

 

POETA 

 

Takie tam drobnostki same. 

 

 

 

SCENA 21. 

 

RACHEL, POETA 

 

 

 

RACHEL 

 

A pan mi zostawia siebie. 

 

 

 

POETA 

 

Pani mnie interesuje. 

 

 

 

RACHEL 

 

Ja się patrzę i miarkuję. 

 

 

 

POETA 

 

Tak od pierwszego spojrzenia? 

 

 

 

RACHEL 

 

Ach, myśli pan, tak z niechcenia? 

 

 

 

POETA 

 

Trzask gromu. 

 

 

 

RACHEL 

 

Spudłować można. 

 

 

 

POETA 

 

Otóż, panienko wielmożna: 

 

miłość, Amor, strzała złota. 

 

 

 

RACHEL 

 

Amor, Amor, bóg, bożyszcze, 

 

rzuca się na pastwę oślep 

 

i woła: 

 

i zapalę, i zniszczę. 

 

 

 

POETA 

 

Bellerofon leci oklep. 

 

Pani poezją przesiąkła; 

 

ledwo słówek parę brząkła 

 

Muza pani – a już błyski – ? 

 

 

 

RACHEL 

 

Pan sądzi, że koniec bliski; 

 

że mnie porwie Amor-bożek? 

 

 

 

POETA 

 

Oto od stóp głowy do nóżek: 

 

Galatea! 

 

 

 

RACHEL 

 

Co, ja nimfa ? 

 

To samo mi właśnie powtarza 

 

pewien koncypient jurysta. 

 

 

 

POETA 

 

Więc go pani zaniedbuje, 

 

że to człowiek pracy – ? 

 

 

 

RACHEL 

 

Limfa: 

 

to jest taki, jak się zdarza 

 

zbyt często, co tylko powtarza, 

 

co kto drugi gdzie umieści 

 

w poezji albo w powieści; 

 

nie indywidualista. 

 

 

 

POETA 

 

Pani żąda z pierwszej ręki – ? 

 

 

 

RACHEL 

 

Jak od kwiatów, od jabłoni, 

 

od chmur, słońca, żabek, gadu, 

 

jak od kwitnącego sadu; – 

 

cała ta poezja, co goni 

 

w powietrzu, którą wichr miata, 

 

która co dnia świeża wzlata, 

 

z wszystkiego fosforyzuje – 

 

pan to pisze, ja to czuję, 

 

więc… 

 

 

 

POETA 

 

I czegóż pani życzy? 

 

 

 

RACHEL 

 

Miodu, rozkoszy, słodyczy 

 

miłości, roznamiętnienia 

 

i szczęścia. 

 

 

 

POETA 

 

A miłość wolna?… 

 

 

 

RACHEL 

 

Ach, marzyłam o tym zawsze! 

 

 

 

POETA 

 

A gdyby tak szczęście łaskawsze 

 

pożaliło się jej biedy? 

 

 

 

RACHEL 

 

Przestałabym marzyć wtedy. 

 

 

 

SCENA 22. 

 

RADCZYNI, PAN MŁODY. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Jak się żenić, to się żenić! 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Komu dzwonią lat południe, 

 

niech się spieszy użyć wczasu. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Tak się pić chce przy źródełku; 

 

ożenić się w tym pragnieniu, 

 

to tak jakby w uniesieniu… 

 

 

 

RADCZYNI 

 

W równe nogi wskoczyć w studnię. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Nie utonę, nie utonę! 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Topi się, kto bierze żonę. 

 

PAN MŁODY 

 

Niech się stopi, niech się spali, 

 

byle ładnie grajcy grali, 

 

byle grali na wesele. 

 

Jak się tak muzyka miele, 

 

jak na żarnach, hula, dzwończy, 

 

niech se huka, stuka, puka, 

 

pląsa, bije, przybasuje, 

 

piska skrzypiec struną cienką, 

 

tak podskocznie, tak mileńko; 

 

niech się miele jak młyn wodny 

 

w noc miesięczną, w czas pogodny; 

 

szumiejąca, niech się snuje, 

 

a niech w dźwiękach się nie kończy, 

 

choćby usnąć w tańcowaniu 

 

przy mieleniu, przy hukaniu, 

 

w zapomnieniu, w kołysaniu; 

 

światy czarów – czar za światem! – 

 

jestem wtedy wszystkim bratem 

 

i wszystko jest moim swatem 

 

w tym weselu, w tej radości: 

 

Bóg mi gości pozazdrości. 

 

Granie miłe, spanie miłe, 

 

życie było zbyt zawiłe, 

 

miło snami uciec z życia, 

 

sen, muzyka, granie, bajka – 

 

zakupiłbym sobie grajka – 

 

spać, bo życie zbyt zawiłe, 

 

trza by mieć ogromną siłę, 

 

siłę jakąś tytaniczną, 

 

żeby być czymś na tej wadze, 

 

gdzie się wszystko niańczy w bladze ? 

 

to już tak po uszy sięga, 

 

Los: fatyga, czas: mitręga. 

 

Spać, muzyka, granie, bajka, 

 

zakupiłbym sobie grajka, 

 

to mi się do duszy nada… 

 

 

 

RADCZYNI 

 

Ach, pan gada, gada, gada. 

 

 

 

SCENA 23. 

 

PAN MŁODY, POETA. 

 

 

 

PAN MŁODY 

 

Jakże ci tu na weselu? 

 

&nb