Epitafium

Przechodniu, powiedz imię, 

a poznamy miejsce 

marzenia, które niesie 

bezpiecznie i lekko. 

Nad nami niebo rośnie 

i wspina się w dymie 

pozostawiona dalekość. 

 

Były lata nad nami i są. 

Ty zabierzesz nieświadomą stopą 

pręcik ziemi otulony mgłą, 

co nazywa się dla ust tak prosto, 

a jest głosem, co zaciska krtań 

i wołaniem z samotnego dna. 

 

Nie zapomnisz, bo woda oparzy 

wargi pyszne i zadusi kłos. 

Kraj ten mamy w oczach jak ołtarzyk 

z gajem dymów świecących jak kość. 

Twarz ukryjesz. Biodra matki suche 

nie wydadzą ziarna, gdyby po nas 

wawrzyn zostać miał mały jak uśmiech 

i jak dłoń albo serce – historia. 

 

Taka miłóść. Jak kamień przygniata 

ręce nasze przebite na przestrzał 

ułożone miłośnie na kwiatach 

i żelazie bogatym jak wieńcach. 

 

Nie zapomnisz, bo miłość ta 

da ci oczy niezwykłe i zmarszczkę 

i zobaczysz się, wolny, pod kaskiem 

z bronią naszą w twych spokojnych snach.