- Serce tak mi zabiło –
zakołysał się bal. - Kiedyś po długich latach ujrzymy się znowu.
Łódź moja będzie w przystań wracała z połowu - A kiedy będziesz moją żoną,
umiłowaną, poślubioną, - a może chcesz być białym niedźwiedziem
białe niedźwiedzie mlaszczą po obiedzie - I
Ach, umieram, umieram. - Panny, od których powód ma wiersz wszelki,
Cne helikońskich gór obywatelki, - Minął sierpień, minął wrzesień –
znów październik i ta jesień - Z mych pocałunków szata twej nagości,
Z warg moich na niej purpurowe róże, - I
Ścierpnięty ze złości głowonóg o smutnych oczach starca, - Nikt w rodzinie nie umarł z miłości.
Co tam było to było, ale nic dla mitu.