Ballada

To ballada o zabitej, 

która nagle z krzesła wstała.

 

Ułożona w dobrej wierze, 

napisana na papierze.

 

Przy nie zasłoniętym oknie, 

w świetle lampy rzecz się miała.

 

Każdy, kto chciał, widzieć mógł.

 

Kiedy się zamknęły drzwi,

i zabójca zbiegł ze schodów,

ona wstała tak jak żywi

nagłą ciszą obudzeni.

 

Ona wstała, rusza głową

i twardymi jak z pierścionka 

oczami patrzy po kątach.

 

Nie unosi się w powietrzu, 

ale po zwykłej podłodze, 

po skrzypiących deskach stąpa.

 

Wszystkie po zabójcy ślady 

pali w piecu. Aż do szczętu

fotografii, do imentu

sznurowadła z dna szuflady.

Ona nie jest uduszona.

Ona nie jest zastrzelona.

Niewidoczną śmierć poniosła.

 

Może dawać znaki życia, 

płakać z  różnych drobnych przyczyn,

nawet krzyczeć z przerażenia 

na widok myszy.

           Tak wiele.

jest słabości i śmieszności

nietrudnych do podrobienia.

 

Ona wstała, jak się wstaje.

 

Ona chodzi, jak się chodzi.

 

Nawet śpiewa czesząc włosy,

które rosną.