Na śpiew ptaka nad brzegami Potomaku

Kiedy zakwita magnoliowe drzewo

I park zielonym zmąca się obłokiem,

Słyszę twój śpiew nad brzegiem Potomaku

W uśpione płatkiem wiśniowym wieczory.

Wybacz mi, proszę, brak tego wzruszenia,

Które prowadzi przemocą z powrotem

W miejsca i wiosny dawno zapomniane,

Aby maluczkich uwodził poeta

Patriotycznym sentymentem, serce

Cisnął stęsknione i farbując łzy

Mieszał dzieciństwo, młodość, okolice.

Mnie to niemiłe. Po cóż mi wspominać

Żółte od liści młodziutkich Ponary,

Zapach wilczego łyka migdałowy,

Echa po lasach od wrzasku cietrzewi?

Po cóż mi znowu iść w te ciemne sale

Gimnazjum króla Zygmunta Augusta

Albo o sosny potrącać biczyskiem

Na drodze z Jaszun, jak ongi Słowacki?

Nad Mereczanką nasze to zabawy

Były, czy dworzan króla Władysława,

Nasze miłości i nasze rozstania

Czy też miłości z pieśni Filomatów,

Już nie pamiętam. Ptaku, wdzięczny ptaku,

Ty, który dzisiaj śpiewasz mi to samo

Co słyszał tutaj indyjski myśliwy

Stojący z łukiem na ścieżce jeleni,

Cóż możesz wiedzieć o zmianie pokoleń

I o następstwie form w ciągu jednego

Ludzkiego życia? Tamte moje ślady

Zatarł nie tylko pęd zim i jesieni.

Ja byłem świadkiem nieszczęść, wiem co znaczy

Życie oszukać kolorem pamiątek.

Radośnie słucham twoich ślicznych nut

Na wielkiej, wiosną odnowionej ziemi.

Mój dom sekunda: w niej świata początek.

Śpiewaj! Na perłę popielatych wód

Syp rosę pieśni z brzegów Potomaku!