Księgi wtóre – Pieśń II

Nie dbam, aby zimne skały

Po mym graniu tańcowały;

Niech mię wilcy nie słuchają,

Lasy za mną nie biegają!

 

Hanno, tobie k’woli spiewam,

Skąd jesli twą łaskę miewam,

Przeszedłem już Amfijona

I lutnistę Arijona.

 

Mnie sama twarz nie uwiedzie

I choć druga na plac jedzie

Z herby domów starożytnych,

Zacne plemię dziadów bitnych.

 

Ja chcę podobać się w mowie

Nauczonej białejgłowie;

Ty mię pochwal, moja pani,

Nie dbam, choć kto inszy gani!

 

Cnocie zajźrzą jako żywo:

Bujne drzewo wiatrom krzywo;

Ale ty chciej pomóc sama,

Nie ugrozi zazdrość nama.

 

A jesli me niskie progi

Będą godne twojej nogi,

Nogi pięknej: nie potrzeba,

Dosięgę już głową nieba.

 

Samy cię ściany wołają

I z dobrą myślą czekają;

Lipa, stojąc wpośrzód dworu,

Wygląda cię co raz z boru.

 

Każ bystre konie zakładać,

A sama się gotuj wsiadać!

Teraz naweselsze czasy,

Zielenią się pięknie lasy.

 

Łąki kwitną rozmaicie,

Zająca już nie znać w życie;

Przy nadziei oracz ścisły,

Że będzie miał z czym do Wisły.

 

Stada igrają przy wodzie,

A sam pasterz, siedząc w chłodzie,

Gra w piszczałkę proste pieśni,

A faunowie skaczą leśni.

 

Kwap’ się, póki jasne zorze

Nie zapadną w bystre morze;

Po chwili ćmy czarne wstaną,

Co noc noszą nienaspaną.