Tren VI

Ucieszna moja śpiewaczko! Safo słowieńska! 

Na którą nie tylko moja cząstka ziemieńska, 

Ale i lutnia dziedzicznym prawem spaść miała! 

Tęś nadzieję już po sobie okazowała,

Nowe piosnki sobie tworząc, nie zamykając 

Ustek nigdy, ale cały dzień prześpiewając, 

Jako więc lichy słowiczek w krzaku zielonym

Całą noc prześpiewa gardłkiem swym ucieszonym. 

Prędkoś mi nazbyt umilkła! Nagle cię sroga

Śmierć spłoszyła, moja wdzięczna szczebiotko droga! 

Nie nasyciłaś mych uszu swymi piosnkami,

I tę trochę teraz płacę sowicie łzami. 

A tyś ani umierając śpiewać przestała, 

Lecz matkę, ucałowawszy, takeś żegnała 

“Już ja tobie, moja matko, służyć nie będę

Ani za twym wdzięcznym stołem miejsca zasiędę; 

Przyjdzie mi klucze położyć, samej precz jechać, 

Domu rodziców swych miłych wiecznie zaniechać.” 

To i czego żal ojcowski nie da serdeczny 

Przypominać więcej, był jej głos ostateczny.

A matce, słysząc żegnanie tak żałościwe, 

Dobre serce, że od żalu zostało żywe.