Dni. III

Wieczór jest pusty jak wielkie mieszkanie,

z którego meble nocą wywieziono

i w którym został zepsuty fortepian

grający błędną fugę nieskończoną.

Pod kopułami odartych drzew z ciała

huczy lęk, nocą wywiany ze strychów

niepokój wpływa przez otWarte usta

i lęk szaleje nieskończenie cicho.

Przed dom zjeżony dachami z pajęczyn

zajechał pusty, wydęty karawan

chmur napęczniałych ciemnością i pustką;

(w szafam zawisła wypłowiała sława).

Śmierć rozłożona, szarawa i słaba

na katafalkach domów przygniecionych

sklepieniem nocy upadłym na ziemię;

(wloką się w zmierzchu przygłuszone dzwony).

Ciężar powietrza zgęstniałego miodem –

– woskową wonią świec umierających –

spada powoli funebryczny oddech –

– wieczór zszarzałą jesienią gorący.

Kwiaty cierpiące, mdlące usyd1aniem

słabną i mrokiem nalane się chylą

i męka schnie wśród kwiatów wpóhnnarłych,

tam, gdzie jest życie nieskończoną mwilą.