Miłość (2)

Oto ona Niby chmura dana 

tym przelotnym kamieni rzeźbiarzom,

wszechżywotom, aby w niej czyniły

archanioła kształt, który widziany

w dawnym śnie – był w głosie rozpoznany.

Więc zielone głowice liści,

więc jak strugi deszczowej potop

kłębi roślin uchodzą do góry,

i na przekór powietrza oplotom

puchem brzęczą poczynając z chmury

archanioła wspierające stopy.

Więc zwierzęta w oparach bekowisk,

w kotłach polan w siebie przenikając,

pod namiotem trwających odnowień

tworząc z wolna w tonach rozpoznają

dłonie śmigłe niby pióra blasku

wypełnione jak kwiat nieba – łaską.

I on jeszcze rzeźbiarz nierozumny

krzesze chmurę w żelaznym śnie lęku,

krzesząc wznosi marmurowe trumny

albo martwe posągów kolumny

w podobieństwo twoje. Niepoznany

anioł nad nim dłutem z głazu gnany

to go wężem owinie roślinnym,

to powietrzem ominie płynnym

i nieznany trwa, promienie leje,

co jak w grobie skończone nadzieje –

z dłoni, które płomieniem padając

wrócą w dłonie, gdy się głazem stają.