Korale

Pokrusz wątłe gałązki, 

w których się wikłasz – 

 

Z pejzażu małego jak okno 

świergotem karmiąc dwie wąskie 

stopy gołębie 

wyjdzie starzec barwny jak witraż. 

 

W brodzie wysnutej z wilgotnej głębi 

ociekającej puszystym brzaskiem 

przyniesie trzepot ruchliwy 

ważek nadrzecznych i aster. 

 

U warg zdziwionych i miękkich 

zawiśnie dziecinny szczebiot, 

kiedy ze ścieżek zaczerpie 

oczu odjętych drzewom; 

 

kiedy z powietrza dłonią omszałą 

zerwie tę chwilę, w której się wikłasz, 

usłyszysz znowu: za oknem gałąź 

szumi mozolnie jak morska muszla. 

 

– I będzie dłużej i będzie smutniej – 

Starzec jak płatek z łatwej bibułki 

sfrunie z pejzażu pod westchnieniem szybkim 

i żal okrągło fioletem sukni 

spłynie po rękach wiotszych od wiklin. 

I sny wiązane na senną nić 

będą opadać ku skroniom prędkim – 

iść – żal, 

żal iść – 

Senne są stopy giętkie jak pręty, 

przebyć nie mogą szeptu gałęzi – – –

źle iść, 

żal. 

 

Zamknij pejzaż jak okno ruchem uśpionej ręki, 

do szeptu nachyl się czule – tak poznasz tę chwilę soczystą 

i rozerwiesz korali sznurek, i odnajdziesz się w własnym uśmiechu 

podwojona przez sen jak przez lustro. 

Lecz się nie zjawi barwny starzec, 

by zerwać dłonią omszałą 

jeszcze raz, tę chwilę, w której się wikłasz. 

Zostaw szumiącą gałąź 

– najważniejsze dopiero się zdarzy – 

 

pogubiły się korale lub zmieniły w witraż.