Ars poetica

Godziny przy piórze – one leczą rany.

Nawet śmierć jest daleka, jak była w dzieciństwie.

Zwierzęta domowe śpią ufnie przy twoich stopach.

A płomień świecy

Nieruchomieje jak miecz czuwający.

 

Wszystko, co wokół – krzesła, książki, kwiaty

Ubierają się w odświętność, powagę i czoła

Wysokie. I oto – nikczemny –

Twarzą stajesz wobec świata, jak glob naprzeciw globu.

 

Oto wiesz na pewno: za twoją kotarą

Jest tylko ściana, nie ma Poloniuszy.

Oto czujesz bezpiecznie: w środku twojej dumy

Nie zagości karzeł, ani też pochlebca.

Oto szepczesz zaledwie,

Układając zgłoski –

A słyszysz: księżyc dźwiękiem odpowiada.

 

Godziny przy piórze – one leczą rany.

One też wstrzymują od ran zadawania.

Patrz: podniosłeś usta, by odpluć obelgę,

A stoisz – niby dziecko –

Z usty zdumionymi.