Serce me spało, a moja myśl
tonęła gdzieś w lazurze,
nagle ujrzałem przy sobie tuż
skromniutką, czarną różę.
Wspaniałą krasą jej kwiat i liść
bynajmniej się nie płoni,
a przecież dziwny jakiś czar
przykuwa wzrok mój do niej.
Czarna różyczko! zerwę cię,
na piersi przypnę sennej –
serce się budzi – cóż to? ma dłoń
chwyta za kwiat kamienny!
Odchodzę smutny – w tej chwili znów
z kamienia kwiat wykwita;
wracam – i znowu moja dłoń
za zimny kamień chwyta.