Goryczki

Goryczki – szafirowe kwiaty w dolinie –

wasz uśmiech świeci w oczy – zatapiam w nim oczy –

wasz uśmiech czarnoksięski – gdy niebem się toczy

zwał chmur jesiennych, wszystko w mroku ciężkim

                                         ginie.

Walą się na świat skały, przygniecione chmurą,

wielkie kopice śnieżne, gdzie wiatr z szumem leci –

wasz uśmiech czarnoksięski na zieleni świeci,

zanim mrok ją zasępi, śnieg zasypie.

                              Którą

spoglądam naokoło stroną, wszędy ciemno –

i oczy moje lecą do tych kwiatków w dole

szafirowych, co z jasną pogodą na czole,

z trwałą jasnością świecą –

                            zginą przecie!…

                                         Ze mną.

Kieliszek ich przeczysty, śniegi brudne, słotne,

zaćmi je mrok kurniawy, śladu z nich nie będzie –

świecą przecie tak jasne listeczków krawędzie

rzeźbą jakby kryształem i wonie swe lotne

 

 

wysyłają ku niebu…Czemuż by nie w niebo?

Może w ten blask ostatni w mgławicach błękitu – –

nic woni nie zatrzyma – może do zenitu

lecieć, lecieć i lecieć…..

                         Wewnętrzną potrzebą

myśli mojej przykuty do tych kwiatków stoję –

zdumiony jestem – – wiem to, że one rość muszą,

że są bytem – – lecz one błyszczą taką duszą,

któa wali, jak młotem, w tajemnic podwoje!

 

 

Razem z blaskiem tych kwiatów podźwigam te młoty

i biję w brąz wrzeciądzów, aż z nich echo ryczy – –

co się dzieje z tym blaskiem wśród śniegów, wśród

                                               dziczy,

jaki cel ma ta jasność?!…

                                  Ale promień złoty

z tych kwiatów na me oczy jakoby upada,

promień podobny temu, co z montrancji błyska.

Nie patrz tam, kędy chmur się kłębią rojowiska,

patrz na nas – szafirowy, każdy z nas upada!

 

 

Nie ma takiego śniegu, który mógłby naszą

dumną, cudowną barwę spłukać albo zmienić;

może nas zdusić w ziemi, może nas wyplenić,

lecz żadne moce blasków naszych nie przygaszą!

 

 

Będziemy tam pod śniegiem, zmięte, zawalone,

do ostatka żywota świeciły tak samo – –

nasz cel jest, aby żadną nie zmazać się plamą – –

zginiem – – rosłyśmy sobie – – światłu poświęcone.