Z Kasprowego Wierchu

Brązowozłotym liściem błyszczą się skorusze  

głęboko w zagęstwionej Wierchcichej dolinie;  

wkoło gładkich uboczy olbrzymie pustynie,  

okryte przez pożółkłozłotej trawy plusze.

 

Wiatr. Huczą zamgławione nad wierchami głusze,  

słońce ma blask ołowiu – – wtem z południa płynie  

biały, podarty obłok – rozwiał w chmur głębinie  

olśniewających blasków pełne pióropusze.

 

W śnieżnomodro-ognistych barw fosfor się mieni,  

pali się na powietrzu i jak szmat płomieni  

wznosi się i zwisa wśród otchłani mglistej.

 

A od północy błękit krysztalno-przejrzysty,  

cud błękitu! w mgieł wpłynął sine fijolety  

i objął w blask dalekich gór złociste grzbiety.