Złote rano

O złote, o bez ceny, o cudowne rano,

o łąko, malowana jasną dłonią słońca,

o wodo, pośród siwych głazów świetlejąca,

o chwilo, któraś nigdy nie była zrównaną!

 

Jako motyl prześliczny o rozwitej tęczy

olbrzymich lotnych skrzydeł w powietrznym błękicie:

ty, o ranku, wśród godzin tworzących me zycie

lśnisz – na kształt gwiazdy w ciemnej Giewontu

                                                           przełęczy.

 

Blas traw i błysk wysmukłych ponad nia badyli,

fijoletowych kistek przewiewne przędziwo,

złoconych o pierś wiatru pośmigłą i lśniwą;

świetlistość szklanych kropel rosy, co sie pyli

 

tu owdzie w baldachimie zielonym łopuchu;

żółtych lelui kwiaty o błędnym uroku:

wszystko to mam w pamięci, wszystko to mam w oku,

zalęgło tam – trwa stale pośród życia ruchu…

 

Entuzjazm duszy… Dzieło słowa, które mówi

wyższa nad poziom ludzi moc i obca jemu,

moc obca równie złemu światu i dobremu,

podobnie jak cud rzadko jawna człowiekowi.

 

Moc tryumfalnie wolna, wielka , nieskalana,

podobna do orlicy nad dachem kościoła –

módlcie się tam we wnętrzu! – – ona toczy koła

dalej, wyżej, potężniej… Czarna życia ściana

 

rozpęka się i kruszy, widok sie otwiera

bez brzegu i bez końca, ty, o złote rano,

jesteś mu matką, źródłem, dane sercu wiano

tęsknoty do piękności, która nie umiera.