Chrystus

Przejść długim płaczem zapomnianych ścieżek

przez puste, krwawe wydmy słów i szorstkich spotkań

spłynąć wykwitem płatków zmiodnialych na wiosnę

jak cisza biała, gęsta, miękką wonią słodka.

Przejść… gromnicami drzew odprawić święta,

krzyżami wonnych dni zasadzić puste drogi,

O łukach nieba, brudnych przechodniach pamiętać,

być przyjacielem smutnych i najcichszym bogiem.

I siać niepokój sumień w oczy – brudne szyby

na pośmiewisko i na kłamstwa wieków.

Przez drogi cierpkie, dalekie i gorzkie

po coś tu do nas przyszedł, boże czy człowieku?

I w końcu

kłamstwem rozcięli przymknięte powieki,

pękł kobalt nieba szorstkim poszumem błyskawic,

niebo spłynęło szybkim w horyzont odbiegłem

kroplami sinymi mleka ciszę zadławić.

Zastygła wolno krew na zwiędłych kartach księgi,

przechodzą bose nogi w pyle, jak co dzień

i kiedy konasz co dnia na krzyżach przydrożnych,

minę cię nieobaczny, zmęczony przechodzień.