Złota łódź

Gdzie czarna wzbiera północ,

wąski nów jest jak czółno,

jak złota

yola.

Płynie nad gwarem miasta,

kędy noc się rozrasta

w czarnych pókolach…

Siedzi w niej mój kochanek

i ręce posrebrzane

opiera

na wiośle –

Wzdycha moim westchnieniem,

marzy moim marzeniem

w tej samej wiośnie…

Czekałam tu na niego,

lecz nie przyszedł,

dlatego że wiosłuje

w niebie.

Obłoki jak bałwany

owijają go w pianę

w mglistym pogrzebie –

Lecz on, zawsze zwycięski,

wypływa z bladej klęski,

wiosłując niezłomnie — — —

na ramię swe

stalowe

przechyla

senną głowę

i śpiewa o mnie.

O moich ustach, rękach,

smutku, przed którym klęka,

westchnieniach,

które zlicza — — —

i czeka, by raz w nocy

przybyć mi ku pomocy

jako łódź

ratownicza…