Nie wiem, gdzie jestes…

I

Nie wiem, gdzie jestes i czy wielkie, czarne

Twoje zrenice tak sie jeszcze pala,

Jak ongi, w chwilach, dzis przymglonych dala

Sennych li wspomnien, ku ktorym sie garne

 

Slabym, ostatnim wysilkiem zeglarza

Na szalejacej, zlowrozbnej glebinie,

Kiedy mu wioslo z rak zmeczonych ginie

I kiedy lodz sie ku smierci przewaza.

 

Nie wiem, czy dzisiaj, stanawszy przede mna

Nie snem, lecz jawa, umialabys jeszcze

W strunach mej duszy dawne wzbudzic dreszcze…

 

Ale twoj obraz, odsuniety w ciemna,

Odlegla przestrzen, necic nie przestaje,

Jak neca owe z basni niedoscigle raje.

 

II

Nieraz cie widze tak blisko, ze usta

Chyle ku twoim, aby z ich kielicha

Wszystka wieczorna wypic won, wtem cicha

Gasniesz mi w oczach i znikasz, jak pusta

 

Banka mydlana… Wnet ku duszy mojej

Przychodzisz znowu: czy to ta, co mami

Nieugaszonej zadzy plomieniami,

Hanby sie ludzkiej i wstydu nie boi

 

I zar milosci, nie znajacy granic

Ani prawidel, na przekore swiata

Z tchem najszczytniejszych bogomodlen brata?

 

Nie! sen to dawnych dni, ktory sie na nic

Rychlo rozwiewa, zalu tylko mglawa

Snujac smuge za soba, ze nie jestes – jawa…