Oczy

Szanowne moje oczy, nie najlepiej z wami.

Dostaję od was rysunek nieostry,

A jeżeli kolor, to przymglony.

A byłyście wy sforą królewskich ogarów,

Z którymi wyruszałem niegdyś o poranku.

Chwytliwe moje oczy, dużoście widziały

Krajów i miast, wysp i oceanów.

Razem witaliśmy ogromne wschody słońca,

Kiedy szeroki oddech przyzywał do biegu

Po ścieżkach, na których podsychała rosa.

Teraz coście widziały, schowane jest we mnie

I przemienione w pamięć albo sny.

Oddalam się powoli od jarmarku świata

I zauważam w sobie jakby niechęć

Do małpowatych strojów, wrzasków, bicia w bębny.

Co za ulga. Sam na sam, z moim rozmyślaniem

O zasadniczym podobieństwie ludzi

I o drobnym ziarnie ich niepodobieństwa.

Bez oczu, zapatrzony w jeden jasny punkt,

Który rozszerza się i mnie ogarnia.