Świt

Zazieleniło się stalowe niebo  porosło trawą brzegiem widnokręga.

Zza gór wypełzły smoki granatowe i popłynęły, kędy wzrok nie sięga.

A po nich wielkie szafirowe ptaki swe długie skrzydła rozwiały w przestrzeni.

Zaś naprzeciwko świat był szarociemny i jak sień pusty bez kształtów ni 

cieni.

Gwiazda świeciła mocna i rzęsista, pacierza czarnej nocy ciche amen.

Spod ziemi barwa żółta wykwitała – w powietrzu pachniał jak gdyby 

cyklamen.-