Szara, spękana ziemia

Szara, spękana ziemia, ugór zjałowiały,

Poszarpany pustymi wyschłych wód koryty.

W górze chmur brudna płachta skłon zasnuła cały,

Mglisty przestwór w znużenia chory sen spowity,

Pustka równina, ni drzewa, wzgórza ani skały,

Oko nie może lecieć w górę, w dumne szczyty –

Monotonia, a w dali nuda pełznie skrycie,

Wlokąc za sobą rozpacz: oto nasze życie;

 

Życie, które dziewiczych puszcz spragnionej duszy

Daje miejsce przy lichej, w piasku wzrosłej trawce.

A tęsknocie miast słońca, co blaskiem skier prószy,

Mosiężny krąg, jak dzieciom, rzuca ku zabawce –

Życie, co spacza myśli w nędzny płód ropuszy,

Myśli chcące w dal szumieć jak orły – latawce –

Życie, co wszystkie węzły tak pięknie rozpala:

Tragedie śmieszne, smutno zaś komedie świata.

 

Tak często dusza w smutku pogrąża się cienie,

Żeśmy próżno tak długo czekali w boleści

Na jakiś piorun z nieba, złote objawienie…

A może nic nie przyjdzie? Wszak przyjścia nie wieści

Żadne proroctwo, żaden głos w puszczy… Milczenie.

Wszystko głuche i ciemne, bez związku, bez treści

I rozpacz młotem w posąg twej wiary uderza,

I czujesz się w sercu twym pustka rozszerza.

Wtedy każ milczeć ustom, co złorzeczyć skore,

I wdziej szary płaszcz żebraczy, na czoło pokorę

I kładź kolejno dłonie na smutki, na płacze, 

Jakby na bladych dzieci głowy jasne, chore,

Patrz im w oczy, gdzie trawią się smętki tułacze,

Popatrz na wszystkie kwiaty zdeptane w popiele,

A ukorzysz się wtedy, bo zrozumiesz wiele.

 

Zrozumiesz, że są w duszy głębie i otchłanie,

Lecz oko nie przebije ich pomrocznej fali.

A choć tam pusto, ciemno, przeczuć głuche wianie

Przynosi o północy echo kroków z dali…

Snadź idzie ktoś z bezkresów; a kiedy już stanie

U progu twej duszy, słońce ci zapali,

Że przejrzy cienie wszystkich głębin wzrok twój wolny.

Głębie istnieją choć tyś ich pojąć niezdolny.

 

A za głębią królestwo, gdzie wielki bóg władnie,

Nienazwany, co wielkość wlał w błękit i morze,

Co wieje tchem tajemnych gróz w przepaściach na dnie,

Co mieści dusze nasze, gwiazdy, noc i zorze,

Bóg, który na twej duszy jasną rękę kładnie

Kiedy sen cichą nocą czuwanie twe zmoże

Co wiedzie cię tajemnym i nieznanym lotem,

Skąd, dokąd i dlaczego? On jeden wie o tem.

 

Zrozumiesz, że daremny jest trud i mozoła,

By grzmiących fal pęd zmienić zaporą swych dłoni;

Że próżno gniewnym buntem pochmurnego czoła

Stawać na opak torom, którymi świat goni.

Wstrzymaj wóz w pędzie – rękę zgruchocą ci koła,

A przecie lecą tylko marną siłą koni!

I jak chcesz wstrzymać losów swych wóz, który żenie

W nieznaną i tajemną oddal przeznaczenie?