z żywych bolesnych gałęzi
uplecione ciało mojego ogrodu
płacze po nocach
przywołując puszystość ptasich skrzydeł
twarz księżyca zmokła wśród liści
zagląda w gniazda pełne nieobecności
zielone palce drgają
zaciśnięte na gardle wiatru
świt
po biało – czarnych klawiszach
tańczą widzące palce
oddechem mówię – witaj
ręką dotykam ust
uśmiechem – kształt widomy
wydobywam na jawę koloru
i najpiękniejszym we krwi
piszę – ja